Z okazji uroczystości, jakie zostały poświęcone pamięci pochodzącego z Warzyc ks. Tadeusza Owsiaka, które odbyły się 24 października br. w Alfredówce, chcielibyśmy przybliżyć jego osobę.
Ks. Tadeusz Owsiak (1930-1992)
5 kwietnia 1930 – we wsi Warzyce pow. Jasło urodził się Tadeusz Owsiak – jedenaste i najmłodsze dziecko Franciszka i Henryki z domu Maziarz; ochrzczony w kościele parafialnym św. Wawrzyńca.
1937-1945 – nauka w Szkole Powszechnej im. ks. P. Skargi w Warzycach.
1945-1948 – nauka w Państwowym Gimnazjum im. Króla St. Leszczyńskiego w Jaśle.
1948-1950 – Małe Seminarium i nauka w I Państwowej Szkole Ogólnokształcącej im. J. Słowackiego w Przemyślu uwieńczona egzaminem maturalnym.
Wrzesień 1950-maj 1956 – studia filozoficzne i teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu
10 maja 1956 – Święcenia Kapłańskie z rąk Biskupa Franciszka Bardy w Katedrze Przemyskiej
13 maja 1956 – Prymicje w rodzinnych Warzycach.
Parafie, w których ks. Tadeusz pracował jako wikariusz i katecheta:
1956-1959 – Czudec
1959-1963 – Lubenia
1963-1964 – Chmielów
1964-1968 – Dęba
W Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Tarnowskiej Woli w 1968 r. otrzymuje nominację na parafię Tarnowska Wola (obejmującą: Alfredówkę, Budę Stalową, Rozalin, Tarnowską Wolę)
W 1985 powołany przez Biskupa Ignacego Tokarczuka na wicedziekana dekanatu Tarnobrzeg-Południe, przez lata jest także ojcem duchowym dekanatu.
Od października 1988 do 7 kwietnia 1992 to czas ciężkiej choroby, cierpienia i odejścia do wieczności ks. Tadeusza Owsiaka
Zapamiętany jako niestrudzony duszpasterz. Nieustannie niosący pomoc i boże słowo chorym i ubogim. Mający świetny kontakt z dziećmi i młodzieżą. A przede wszystkim skromny i pobożny kapłan.
Jego osoba na trwałe wpisała się w pamięć jego parafianom, którzy widzą w nim prawdziwego kapłana dobroci.
1 komentarz
Mario · 07-05-2011 o 15:46
Ja pamiętam ks. Owsiaka jako księdza przede wszystkim niepodobnego do dzisiejszych kapłanów no poza kilkoma wielkimi ale tu wymieniać chyba nie trzeba, przede wszystkim chciałem wspomnieć że kiedy mieliśmy z nim religię zawsze rozpoczynał od poczęstunku cukierkami, najgorsza ocena jaką można było u niego dostać to -5, nie jeździł też żadnym samochodem jego środkiem transportu był rower, byłem wtedy gówniarzem miałem coś około 10 lat więc tylko tyle zapamiętałem ale to wystarczyło by nie zapomnieć o nim do końca życia, uważam też że uratował moją mamę być może dlatego że był skromny ale to już nie mnie oceniać…